Jak to często bywa we włoskich miastach, na Piazza Grande w Modenie stoi romańska katedra zbudowana w 1106 r., ale oczywiście fasadę później nieco modyfikowano -- dobudowano np. dwa wejścia i gotycką rozetę. Prawie zawsze dowiadujemy się, że tam, gdzie dziś stoi duomo Wniebowzięcia NMP ze średniego średniowiecza, istniały już budynki wcześniejsze, najczęściej jakieś starsze kościoły, których historia może sięgać jeszcze czasów sprzed upadku cesarstwa zachodniorzymskiego. Tak jest też w przypadku Modeny. W miejscu dzisiejszej katedry wcześniej stał kościół z V wieku zbudowany na grobie św. Geminiana.
W Polsce autentycznie wzruszają mnie nieliczne w końcu budowle romańskie, ponieważ wiem, że stanowią one świadectwo początków jakiejś cywilizacji na naszych ziemiach. Archeolodzy nie znajdują niczego murowanego, co by je poprzedzało. Tymczasem w Italii gmachy romańskie zazwyczaj powstawały w miejscach, gdzie od wieków istniało osadnictwo i budownictwo niekoniecznie drewniane. To zmusza do zadumy nad dziejami tych ziem, przez które przetaczały się różne ludy i to najczęściej w niezbyt pokojowy sposób, ale gdzie istnieje ciągłość osadnictwa od czasów poprzedzających powstanie państwa rzymskiego. Tam, gdzie dziś znajduje się Modena, archeolodzy odkrywają osady Ligurów, czyli pierwotnego ludu europejskiego, który podobnie jak Pelazgowie w Grecji, zamieszkiwał te tereny przed przybyciem indoeuropejskich Italików. Jak w wielu przypadkach północnowłoskich miejscowości, Modena miała też swój okres etruski, a potem galijski. Po pokonaniu Bojów (plemienia galijskiego) Rzymianie założyli w tym miejscu kolonię o nazwie Mutina. I tak, mimo, że tereny te widziały przemarsze Wizygotów, Ostrogotów, czy później Longobardów, miasto, jako miejsce zamieszkania pewnej zwartej grupy ludności cały czas trwało i trwa do dziś. Świadomość tej ciągłości nieodmiennie przyprawia mnie o dreszczyk emocji.
Budownictwo średniowiecznych katedr natomiast to cały osobny fascynujący temat. Tak lubimy bezrefleksyjnie powoływać się na to średniowiecze jako epokę zacofania i ciemnoty, podczas gdy katedry z tego okresu pokazują bardzo wyraźnie, że myśl inżyniersko-architektoniczna musiała pozostawać na wysokim poziomie. Jasne, że zapomniano jak się ustawia kopuły, co będą musieli ponownie odkryć architekci wczesnego renesansu, ale sam ogrom i kunsztowność wykonania średniowiecznych kościołów musi wzbudzać podziw, a już na pewno szacunek wobec budowniczych.
Do budowy duomo w Modenie sprowadzono architekta Lanfranco z Lombardii, natomiast mury świątyni pokrył rzeźbami, czy może raczej reliefami, artysta miejscowy, Wiligelmo. No właśnie! Przed taką ścianą można stać godzinami i podziwiać koronkowe detale płaskorzeźb. Jaki to przecież musiał być ogrom pracy i ile czasu musiało to zająć. Nigdy nie mogę się nadziwić temu poświęceniu szczegółowi. Każda taka naścienna rzeźba to miliony precyzyjnych uderzeń młota w dłuto! Żadna maszynowa produkcja, żadne drukarki 3D. Wszystko robił artysta. No, myślę, że Wiligelmo miał jakąś grupę pomocników, ale to w niczym nie umniejsza ogromu precyzyjnej roboty włożonej w ozdobienie katedry. I tak było w każdym mieście, gdzie te kościoły stoją, a to znaczy, że musiała istnieć niemała grupa ludzi, którzy się zawodowo tą robotą parali! Reliefy ilustrujące historie biblijne odgrywały rolę "Biblii biedaków", którzy nie umieli czytać, więc kościół czuł się chyba w obowiązku zapewniać byt rzeźbiarzom i malarzom.
Podobnie, jak w innych katedrach, w których już byliśmy, również ta w Modenie posiada kaplicę pod prezbiterium, a także nad nim. Jak zwykle obeszliśmy skrupulatnie wszystkie dostępne zakamarki świątyni na wszystkich poziomach. W absydę moją uwagę przyciągnęły freski wzorowane na bizantyjskich mozaikach, ale to dzieło artystów przeprowadzających jedną z renowacji katedry w wieku XIX. W prezbiterium na uwagę zasługują też stelle i drewniane panele z inkrustowanego drewna autorstawa braci Cristoforo i Lorenzo Canozi.
Po wyjściu z duomo skierowaliśmy się w stronę rogu Piazza Grande, w którym ustawiono kamienną ławę, która w swoim czasie stanowiła miejsce kaźni skazańców. Tymczasem jakiś mężczyzna około trzydziestki zażywał sobie na niej przedpołudniowego relaksu leżąc na zabytkowej platformie z szeroko rozciągniętymi kończynami. Na moment podniósł głowę i dostrzegłszy nasz zdecydowany krok w swoim kierunku, w którym zapewne wyczuł, całkiem słusznie zresztą, naszą intencję upamiętnienia naszej bytności przy tym miejscu kaźni fotografią, więc się dość pospiesznie zabrał z ławy i niespiesznie oddalił. Faktycznie zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, po czym postanowiliśmy znaleźć miejsce, gdzie moglibyśmy się orzeźwić zimnym shakerato.
Kawiarnię znaleźliśmy bardzo blisko, ponieważ zaraz za ławą kaźni znajdowało się duże przejście pod narożną kamienicą stanowiące wyjście z placu, a zaraz po drugiej stronie znajdowała się Caffè dell'Orologio, gdzie zdecydowaliśmy się na południową kawę. To tutaj właśnie, tuż przed wejściem do niej, Jola po raz pierwszy głośno wyartykułowała to, o czym czytałem już wcześniej, a czego jednak do końca nie zrozumieliśmy, co wywoływało tak wielkie zdziwienie moich koleżanek mieszkających od lat we Włoszech.
-- A wiecie, że jak się we włoskiej kawiarni zamawia kawę przy barze, to się nie płaci coperto? -- spytała Jola dumna ze swojej wiedzy.
-- Wiemy, wiemy -- odpowiedziałem zarozumiale, zdając sobie sprawę, że nieco gaszę poczucie intelektualnej wyższości, jaką dawała Joli ta wygłoszona przez nią informacja.
Faktycznie wiedziałem, bo czytałem, ale nikt z nas, ani Jola ani ja, nie pamiętaliśmy, że wiązało się to też ze spożyciem kawy przy barze, a nie przy stoliku. W związku z tym zamówiliśmy swoje kawy u sympatycznego barmana, po czym wzięliśmy je sobie i wyszliśmy na zewnątrz, żeby usiąść przy stoliku w kawiarnianym ogródku. Czy ktoś z czytelników tego bloga liczył, który to już raz popełniliśmy tę zbrodnię przeciwko włoskim dobrym obyczajom gastronomicznym? A mieliśmy to jeszcze powtórzyć! Kiedy przyglądaliśmy się wyborowi kawowych napojów zmieniliśmy zdanie co do zamówień. Wzięliśmy tym razem nie shakerato, ale cappucino i caffe latte.
Ku zdziwieniu koleżanek, którym o tym opowiedziałem, po raz kolejny nikt nam nie zwrócił uwagi na niestosowność naszego zachowania. Nikt nie powiedział, "co kupione przy barze to i wypite przy barze". Kelnerka tylko przyszła przetrzeć nieco nasz stolik i spytać, czy wszystko w porządku. A pewnie, że wszystko było w porządku! Kawa bardzo smaczna, siedzimy sobie w cieniu kamienicy osłaniającej nas od nieznośnej temperatury, jaka panowała w miejscach wystawionych na promienie słoneczne, nikt nam nie policzył kilku euro coperto za zajęcie stolika, więc co miałoby być nie w porządku?
Orzeźwieni pyszną kawą podeszliśmy kilka kroków z powrotem w głąb przejścia pod kamienicą w rogu Piazza Grande do informacji turystycznej. Spytaliśmy o bilety do Palazzo Comunale, o którym przeczytaliśmy, że jest wart zwiedzenia. Okazało się, że nie musimy kupować żadnych biletów, tylko muszą zarejestrować dane jednego z nas, żeby o określonej godzinie mogli nas wpuścić. Podałem swoje. Udzielono nam instrukcji, jakim wejściem dostać się do pałacu, gdzie mamy wejść po schodach na piętro i czekać na wezwanie. Mieliśmy czas do 12.30. Było jakieś dziesięć po dwunastej, więc te dosłownie kilka kroków do Palazzo Comunale przeszliśmy w niecałe dwie minuty, po czym weszliśmy po schodach na swego rodzaju krużganek, ponieważ był to korytarz-poczekalnia z otwartym widokiem na dziedziniec, zaś po przeciwnej stronie, czyli obok schodów było wejście do pomieszczenia, gdzie młody portier/strażnik (?) wpuszczał zwiedzających. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc najpierw trochę sobie porozmawialiśmy czekając na naszą kolej, ale zobaczywszy, że przed nami nie ma dosłownie nikogo, spytałem młodego człowieka przy biurku, czy możemy wejść. Spytał o nasze dane, więc podałem mu swoje nazwisko, które natychmiast odnalazł i bez problemu pozwolił nam na wejście na teren ratusza, którego część była dostępna dla zwiedzających. Było dopiero piętnaście po dwunastej, więc nie musieliśmy czekać kolejnego kwadransa, a jak się okazuje, we Włoszech czas bywa elastyczny w obie strony!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz