czwartek, 29 czerwca 2023

Spello i spacer do San Venanzo (pon. 8 sierpnia 2022)

 
Do Spello z Asyżu dojechaliśmy w około 20 minut. To małe miasteczko równie dobrze mogłoby uchodzić za wieś, ponieważ liczy jedynie osiem i pół tysiąca mieszkańców, ale wystarczy z parkingu wejść przez bramę w miejskich murach usytuowaną przy wieży, żeby znowu się poczuć jak w Asyżu czy Perugii. Znowu jesteśmy w średniowieczno-renesansowej Umbrii. Znowu snujemy się uroczymi wąskimi uliczkami otoczonymi kamienną zabudową. I znowu jesteśmy w miasteczku, którego korzenie sięgają czasów republiki rzymskiej, a konkretnie narodu zamieszkujących te tereny, czyli Umbrów. Starożytne Hispellum w I wieku p.n.e. stało się rzymską kolonią, co oznaczało, że jego mieszkańcy mieli obywatelstwo rzymskie, a więc mogli pojechać do stolicy i tam brać udział w głosowaniach komicjów trybusowych. Kto i jak często z takiego prawa korzystał, to już inna sprawa. 

Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę w miejskim murze, od razu uderzyła nas wszechobecność kwiatów zdobiących ściany domów. No mają Włosi ten zmysł naturalnej, niewymuszonej estetyki. Z wyjątkiem ceramiki, którą osobiście uważam za raczej kiczowatą, mieszkańcy Italii wiedzą, jak przy pomocy kilku prostych zabiegów osiągnąć efekt przyjemnego piękna. 

Ponieważ po "świętym" Asyżu nie mieliśmy już ochoty na zwiedzanie kościołów, a poza tym dawało nam się we znaki zwykłe fizyczne zmęczenie, nasze plany zwiedzania ograniczyliśmy do odwiedzenia Bramy Wenery (Porta Venere) zbudowanej w czasach panowania Oktawiana Augusta. Swoją nazwę zawdzięcza sąsiedztwu świątyni Wenus, której ślady znaleziono w pobliskim parku Villa Fidelia. Podobnie jak świątynia Minerwy w Asyżu (prawdopodobnie faktycznie była to świątynia Herkulesa), nazwa bramy w Spello pochodzi z czasów od starożytnych odległych, a tu konkretnie dopiero z XVII wieku. Przez wieki była jedną z bram w murze miejskim. Dwie wieże po jej obu stronach natomiast noszą imię Sekstusa Aureliusza Propercjusza, poety żyjącego w czasach pierwszego princepsa, którego twórczość bardzo cenił sobie nasz Jan Kochanowski. Spello bowiem przypisuje sobie rolę miejsca urodzenia tego starożytnego liryka. O ten sam honor konkuruje z nim Asyż, natomiast z powodu trudności w rozstrzygnięciu tego sporu z braku wiarygodnych źródeł, zachowajmy neutralność w tym sporze i na wszelki wypadek, gdyby jakiś spellańczyk chciał nas przekonać, że Propercjusz urodził się w jego miasteczku, nie stawajmy po stronie Asyżu. 
 
W swojej serii sonetów poświęconych poszczególnym miejscowościom, Gabriele D'Annunzio tak wspominał Spello, poświęcając pierwszą strofę właśnie Bramie Wenery:
 
 
SPELLO, qual canto palpita nei petti

delle tue donne alzate in su la Porta
di Venere? La Dea che non è morta
l’arco nudo t’adorna di fioretti.

E par che il pafio pargolo saetti
nel sol novo ai precordii con accorta
ferocia strali dell’antica sorta,
come solea negli élegi perfetti.

Non l’amico di Cynthia oggi sospira

dai prati d’asfodelo i suoi patemi
campi che Ottavio diede al veterano?

Nelle tue torri imitan quella lira
i caldi vènti, mentre negli Inferni
sogna l’Umbria il Callimaco romano.


Nasyciwszy oczy bardzo dobrze zachowaną budowlą z czasów przełomu er, do czego przyczyniła się niezwykła dbałość o nią mieszkańców Spello, wróciliśmy do miejsca, które wydawało się ulicą ważniejszą, w każdym razie ruchliwszą, od innych i udaliśmy się na kawę. 

I tym razem, niezrażeni przygodą z Asyżu, gdzie kelnerka kazała mi opuścić stolik i wypić sobie kawę przy barze, gdzie moje towarzystwo ją zamawiało (jak już wiecie, nie była to nawet kawa), zamówiliśmy przy barze i powiedzieliśmy, że sobie idziemy usiąść. Po chwili zaś miła kelnerka, która okazała się Polką, nasze kawy przyniosła. 

Po chwili odpoczynku w miłym chłodzie kawiarni, wyszliśmy na ulicę, gdzie natknęliśmy się na rzeźbę św. Franciszka identyczną jak ta, która stoi przed kościołem pod jego wezwaniem w Asyżu. Jest to mianowicie rzeźba konna, co mnie nieco dziwiło, bo wszak ubogiemu braciszkowi bardziej przystoi pielgrzymowanie piesze, ale nie zapominajmy, że Francesco z pewnością konno jeździć umiał. W końcu pochodził z zamożnej rodziny i w młodości walczył na wojnie. Dlaczego zresztą i później nie miałby pokonywać długich tras konno, skoro prowadził bardzo rozległą działalność kaznodziejsko-misyjną. 

Schodząc w kierunku bramy wychodzącej na parking, gdzie zostawiliśmy samochód, wstąpiliśmy do sklepu z wyrobami truflowymi, który zauważyliśmy już wcześniej, szukając Bramy Wenery. Jeżeli ktoś nie oglądał odcinków youtube'owych programów Roberta Makłowicza, tego trzeba uświadomić, że Umbria truflami stoi. W każdym mieście, gdzie byliśmy do tej pory i gdzie mieliśmy jeszcze być, znajdują się sklepy i sklepiki, w których kupimy trufle i truflowe przetwory. Pani, która widząc nasze zainteresowanie podeszła do nas, zaczęła nam wszystko dokładnie objaśniać. Z zadowoleniem mogłem stwierdzić, że prawie wszystko rozumiem, ale ponieważ pani sprzedawczyni (może właścicielka, nie wiem) miała tzw. gadane, nie zapamiętałem nawet jednej dziesiątej z produktów, które nam zachwalała. W pewnym momencie zapytała skąd jesteśmy. Kiedy odpowiedzieliśmy, że z Polski, rozpromieniła się i oznajmiła, że był tu u nich "il vostro cuoco famoso", który nagrywał program. Oczywiście od razu wiedzieliśmy, że chodzi o pana Roberta. Przecież tylko dzięki niemu w ogóle do Spello zajechaliśmy. 

Po degustacji kilku próbek wyrobów truflowych zdecydowaliśmy z Agnieszką kupić słoiczek sosu truflowego za 8 euro, po czym pożegnaliśmy miłą sprzedawczynię, która osobiście poznała Roberta Makłowicza, i zeszliśmy już prosto na parking. 

 
 

                                                                                    
































Napisałem, że Umbria truflami stoi, ale trufle to nie jedyne produkty spożywcze, z jakich słynie ta ziemia. Oprócz makaronu strangozzi, kolejną specjalnością regionu są norcińskie białe kiełbaski. Ponieważ zakupiliśmy takie jeszcze dnia poprzedniego, na kolację ugotowałem fettuccine z ragu na bazie tychże kiełbasek. Wszyscy byli bardzo z tego posiłku zadowoleni, ale też przepełnieni, więc zdecydowaliśmy się na spacer, ale tym razem nie w stronę centrum Spoleto, a w kierunku przeciwnym. 

Dzięki temu odkryliśmy, że nasza kwatera znajduje się praktycznie na granicy miasta, ponieważ jakieś dwieście metrów dalej trafiliśmy na mostek nad wyschniętą rzeczką, w której jednak dzięki deszczowi, jaki spadł, kiedy jedliśmy makaron, uzbierały się jakieś nieśmiałe kałuże, a za tym mostkiem na tablicę informującą, że oto dotarliśmy do wsi San Venanzo. Pomyśleliśmy z Agnieszką, że być może znajdziemy tam jakąś miłą knajpkę, do której pójdziemy za dwa dni świętować naszą rocznicę ślubu, ale pizzeria, którą minęliśmy wydala nam się raczej mało atrakcyjna. Podobnie nieciekawe wrażenie zrobił na nas wiejski sklep. Niby było tak jak w każdych innych delikatesach -- rzędy półek z różnymi produktami, ale całe wnętrze było obskurne. Nie chcę krzywdzić właścicieli, bo brudno pewnie nie było, ale przez to, że pomieszczenie było dość ciemne, można było odnieść takie wrażenie. Niemniej zakupiliśmy w tym sklepie butelkę wina, którym uraczyliśmy się po powrocie na kwaterę. 

W drodze powrotnej z San Venanzo dostrzegliśmy w pobliżu mostu tabliczkę, która okazała się drogowskazem dla cyklistów. Przekraczaliśmy bowiem szlak rowerowy prowadzący do różnych miejscowości, m.in. do Asyżu. 

Z ciekawostek, jakie dostrzegliśmy podczas tego krótkiego spaceru, moją uwagę zwrócił trójkołowy pojazd dostawczy, pełniący rolę mikro-mini-ciężarówki, skonstruowany na bazie skutera! Takich rzeczy w Polsce się nie uświadczy!








Po pogawędce przy winie udaliśmy się na spoczynek, a w łóżku obejrzałem jeszcze kilka filmików na YouTube traktujących o Gubbio. Było to bowiem miejsce, które zaplanowaliśmy odwiedzić nazajutrz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz