poniedziałek, 12 lutego 2024

Białystok (wtorek, 8 sierpnia 2023)

 

We wtorek rano podsumowaliśmy przy kawie naszą wczorajszą wycieczkę. Steve jak zwykle mnie zaskoczył swoją pamięcią, choć po raz trzeci to już nie powinno być zaskoczenie. Przy śniadaniu robiło się nam coraz smutniej, bo nieuchronnie zbliżała się pora rozstania. Basia i Steve mieli bowiem wszystko wyliczone i nie mogli sobie pozwolić na przedłużenie wizyty. Jechali na Śląsk zabrać od rodziny syna Basi, Samuela, który tym razem do nas nie przyjechał, a następnego dnia czekała ich długa podróż do Szkocji.


Zeszliśmy na dół, żeby wreszcie obejrzeć kamper, na który na zamówienie Steve'a zmieniono vana marki Ford. Okazało się, że samochód, który z zewnątrz robił wrażenie niezbyt dużego, można tak urządzić, że wnętrze będzie wygodne i funkcjonalne. Podobały nam się ruchomy stolik i krzesło wewnątrz, a także podnoszony sufit, dzięki któremu w kamperze mogły spać jeszcze dwie inne osoby, ale największe wrażenie zrobiło na nas tylne drzwi, które nie do końca rozumiałem po co są, skoro wejście do części mieszkalnej jest z boku. Otóż po ich otwarciu naszym oczom ukazała się elegancka szafa-garderoba, w której na normalnych wieszakach wisiały ubrania bez niebezpieczeństwa pogniecenia! Podróżując w ten sposób można nie tylko wygodnie spać, jeść i pić, ale również w razie potrzeby wyjąć z "szafy" elegancką sukienkę i wyprasowany garnitur!




W końcu ten nieunikniony moment nadszedł. Po krótkiej sprzeczce o to, kto ma kierować -- Basia bardzo się napaliła na prowadzenie samochodu, ostatecznie miejsce za kółkiem zajął Steve. Kiedy ich kamper zniknął za blokiem na Podleśnej, powoli wróciliśmy na górę. Jak zwykle przy takich okazjach dopada mnie spadek nastroju. Po tylu dniach samych pozytywnych bodźców, nagle zrobiło się pusto i cicho. Trzeba było się jakoś dostroić do takiego trybu funkcjonowania, a to w moim przypadku zajmuje kilka dni, jeśli nie tygodni. 

Na szczęście tego samego dnia wieczorem mieliśmy umówione spotkanie facebookowej grupy Innamorata dell'Italia. Można powiedzieć, że taki wieczór raz w roku z Anią Klozą, założycielką i główną administratorką grupy, to już pewna tradycja, ponieważ było to nasze trzecie spotkanie tego typu. Tradycją też stało się, że spotykamy się w "Żubrowisku", czyli w restauracji mieszczącej się w białostockim ratuszu na Rynku Kościuszki. 

Ania jest osobą rozpoznawalną w Białymstoku, ponieważ kiedy jeszcze tu mieszkała, była wicedyrektorką VI Liceum Ogólnokształcącego, znaną polonistką zaangażowaną w działalność na rzecz świadomości historycznej obecności Żydów w Białymstoku. W pewnym momencie doszła do wniosku, że cierpliwość do pracy z pewnymi ludźmi się u niej wyczerpała, wyemigrowała do Włoch, gdzie głęboko wtopiła się w miejscową rzeczywistość, opanowując język i studiując historię i kulturę tego fascynującego kraju. To właśnie Ania oprowadziła nas dwa lata wcześniej po Mediolanie! W zeszłym roku wyszła za mąż za Giuseppe, którego też mieliśmy przyjemność poznać.

Była też Ela Leszczyńska-Scianni, która wraz ze swoim mężem, Sycylijczykiem Antoninem, produkuje oliwę, którą kupujemy i używamy od ponad trzech lat. Ela również pracuje dodatkowo jako przewodnik po muzeum mafii w Corleone, gdzie mieszka, więc historię tej potwornej, choć często romantyzowanej, organizacji ma w małym paluszku. Oczywiście tę historię, którą opublikowano. Co się w mafii dzieje, to myślę, że nawet policja nie wie. Oficjalnie uznaje się, że starej mafii przetrącono kark i stąd takie muzeum. 

Cudownie było spotkać Anię i Elę, a także Elę, siostrę Ani, oraz Grażynę, z którymi też co roku się spotykamy regularnie, a czasami uda nam się zobaczyć na jakichś imprezach kulturalnych i krajoznawczych. Poznaliśmy też Iwonę Waczyńską, kolejną białostoczankę mieszkającą w Italii. Iwona jest m.in. przewodniczką po Toskanii. Podobnie jak Lombardia dla Ani, Toskania to dla Iwony nie tylko miejsce fascynacji poznawczej, ale również jej stały adres. Iwona mieszka bowiem w Sienie, co tym bardziej mnie zaintrygowało, ponieważ jakiś czas temu zacząłem czytać "Sienę" Kazimierza Chłędowskiego, który w niezwykle interesujący sposób pisał o średniowiecznej i renesansowej historii tego miasta, kóre swego czasu prowadziło krwawe wojny z Florencją. Niestety sam jeszcze nie dotarłem do Toskanii, a jest to jedno z moich włoskich marzeń. 

Poznaliśmy tez jeszcze jedną Elżbietę i grupę znajomych Iwony, którzy nie należą do naszej facebookowej grupy, ale przyciągnęła ich tematyka włoska. I faktycznie w ciągu tego wieczoru było radośnie i wakacyjnie, dzięki czemu moment powakacyjnego spadku nastroju jeszcze na jakiś czas został odroczony. 




Mam dużą satysfakcję z tego, że pokazałem naszym gościom ze Szkocji spory kawałek Podlasia. Mieszkam tutaj od ponad 30 lat i nadal jest to dla mnie miejsce "magiczne". Chciałbym być jednak dobrze zrozumiany. Dziś przeczytałem wypowiedź pani Anety Prymaka-Oniszk, w której wyraziła opinię, że samo pojęcie "magiczne Podlasie" jest takie trochę kolonialne. To powinno dać wszystkim do myślenia, ponieważ często turyści z innych części Polski, albo nawet nie turyści, tylko mieszkańcy innych regionów, wyrabiają sobie pewien stereotyp, który ma i pozytywne i negatywne aspekty. Tyle, że stereotyp, nawet pozytywny i wygłaszany w dobrej wierze, pozostaje stereotypem niewiele mającym wspólnego z poznaniem. Warto pamiętać, że Podlasie to nie jest jeden wielki skansen, jak by chcieli niektórzy "eksperci" z Warszawy. Mniejszość białoruska to nie są jacyś egzotyczni aborygeni, tylko ludzie, dla których toczy się tutaj ich prawdziwe i jedyne życie. Z powodu tego, że różni specjaliści chcą zachować Podlasie jako jeden wielki rezerwat przyrody, niespecjalnie rozwija się tutaj przemysł, co nie znaczy, że go nie ma! Młodzi ludzie migrują do Warszawy i innych wielkich miast, często za granicę, i nie widzą tutaj nic romantycznego, co mogłoby ich tutaj zatrzymać. Z drugiej strony osiedlają się tutaj artyści i intelektualiści z innych części kraju. 

Podlasie jest jakie jest, ale i tak jest dla mnie "magiczne" na tej samej zasadzie, na jakiej "magiczna" jest moja Łódź, i "magiczny" jest Lasocin, wieś, skąd pochodziła moja mama. Generalnie każde miejsce we wszechświecie może być magiczne, bo po prostu magiczne jest samo życie.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz