środa, 18 września 2024

Cinque Terre II, Manarola (niedziela, 21 lipca 2024)


Szlak Miłości był zamknięty, zaś inne szlaki piesze, które widzieliśmy z poziomu zabudowań Riomaggiore przecinały zarośla wysoko ponad tym poziomem. Dotarcie do Manaroli na własnych nogach wymagałoby intensywnej wspinaczki przy niemal czterdziestostopniowym upale. Jak więc już wspomniałem, wybraliśmy znowu pociąg i po kilku minutach już wysiadaliśmy na stacji kolejowej w tejże miejscowości. 

Podobnie jak Riomaggiore, Manarola, patrząc od strony morza, leży nad niewielką zatoką wrzynającą się w ląd, zaś jej skrzydła stanowią wzniesienia. My, znowu podobnie jak w poprzedniej miejscowości, poszliśmy z dworca prosto w głąb lądu, zagłębiając się w ulicę, która wyglądała na główną. Byliśmy już po kawie, a na pranzo było jeszcze zbyt wcześnie, ale lodów sobie nie mogliśmy odmówić. W jednej z lodziarni moją uwagę przykuł napis "Nie możesz kupić szczęścia, ale możesz kupić lody. A to praktycznie to samo." Coś w tym musi być, bo po porcji prawdziwych włoskich lodów nakładanych hojnie a obficie nie jakimiś tam kulistymi łyżkami zwanymi z angielska "scoop", tylko solidnymi packami, wszyscy poczuliśmy się zdecydowanie szczęśliwsi. Przy tym włoscy lodziarze naprawdę tych lodów nie żałują, w odróżnieniu od polskich, którzy często wszelki nadmiar masy jaki się nabierze do "scoopa" skrzętnie drugą łyżką zdejmą i wrzucą z powrotem do pojemnika. Włosi po prostu lubią sprzedawać szczęście! 

Wspięliśmy się na prawy "róg" (zatoki kojarzą mi się z głową krowy, spojrzeliśmy na ulice i placyk ze straganami dookoła, a po kilku minutach już na nim byliśmy. Ciekawszy okazał się jednak "róg" lewy (patrząc od strony morza), bo właśnie z niego mieliśmy malowniczy widok na skupisko kolorowych domów, między którymi niedawno chodziliśmy. Z daleka prezentowały się w ansamblu o wiele lepiej, niż kiedy między nimi spacerowaliśmy. No i z daleka nie widać upranej bielizny, którą mieszkańcy włoskich miast tak ochoczo wieszają w oknach i między nimi. 

Podeszliśmy pod restaurację "Nessun Dorma", gdzie się jednak nie zatrzymaliśmy, ponieważ południowy posiłek postanowiliśmy spożyć dopiero w następnej miejscowości. Do tej pory nie natknęliśmy się na Polaków, ale w pewnym momencie zauważyłem, że Jarek rozmawia po polsku z dwiema siedzącymi na ławce młodymi kobietami. Ich obecność nie powinna przecież dziwić. W końcu mnóstwo moich znajomych odwiedziło Cinque Terre przed nami, a to znaczy, że wśród Polaków jest to również popularne miejsce wakacyjnych wycieczek. Niemniej, polskiej mowy nie słyszy się z pewnością tak często, jak np. w Chorwacji. 

Po zejściu ze wzgórza przystanęliśmy na kilka minut nad samą zatoką przy kamienistej plaży, ale nie poczuliśmy się zachęceni do skorzystania z kąpieli. Tę przyjemność zaplanowaliśmy na Monterosso. 

W odróżnieniu od Ścieżki Miłości z Riomaggiore do Manaroli, która była zamknięta, droga idąca po równym z tejże do Cornigli była uczęszczana, co mogliśmy zobaczyć stojąc za wzgórzu przy "Nessun Dorma", a i odległość do tej ostatniej nie wydawała się odległa, ale tym razem nie znalazłem u nikogo zrozumienia dla propozycji przebycia tego szlaku pieszo. Robiło się coraz goręcej, więc też specjalnie nie napierałem na pieszą wędrówkę. Poszliśmy "po bożemu" na stację, gdzie na peronie ustawił się niezły tłum, ale bez problemu zmieściliśmy się w pociągu, a po chwili już sunęliśmy po szynach wśród ciemności tunelu. 


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz