poniedziałek, 8 maja 2023

Parma III (czwartek, 4 sierpnia 2022)

Krążąc po ulicach centrum Parmy wydawało nam się, że przemierzamy jednak pewne odległości, ale wracając z Placu Katedralnego pod Pałac Pilotta zdaliśmy sobie sprawę, że zbyt daleko od niego nie odeszliśmy. W ulicę Cavoura skręciliśmy w prawo, czyli w stronę przeciwną do tej, z której przyszliśmy i po kilku krokach znaleźliśmy się za złączu tejże z Borgo del Parmigianino i ulicy Macedonio Melloni, gdzie wznosi się dawna wieża św. Pawła, którą niejaki Mario Monguidi (niestety nie znalazłem o tym człowieku jakichś informacji) przerobił na pomnik poległych we wszystkich wojnach z mottem Jacopo Bocchialiniego i płaskorzeźbą pięciu żołnierskich głów w hełmach otoczonych drutem kolczastym. 




 Skręciliśmy w ulicę Macedonio Melloniego, żeby dojść do bramy, za którą ciągnie się uroczy pasaż (niemal jak jakiś łódzki woonerf, ale chyba jednak starszy -- taki żarcik), na którego końcu znajduje się wejście do Komnata św. Pawła i cela św. Katarzyny (Camera di San Paolo e Cella di Santa Caterina). Na teren klasztoru-muzeum jednak nie weszliśmy, czego oczywiście żałujemy, ponieważ mieliśmy w planie wejście do Pilotty, więc zaczęliśmy się liczyć zarówno z pieniędzmi, jak i z czasem.









 


Po wyjściu z pasażu skręciliśmy w prawo i dosłownie po kilku krokach stanęliśmy naprzeciw Palazzo della Pilotta, a więc miejsca, skąd rozpoczęliśmy nasz spacer. Przy okazji zrozumieliśmy, że nie obejmował on jakiegoś dużego obszaru. Niemniej, można powiedzieć "jak to zwykle we włoskich miastach", ten niewielki fragment Parmy dostarczył nam więcej wrażeń niż niejedno całe miasto.

Kiedy dotarliśmy do kasy biletowej pałacu Pilotta, musieliśmy nieco poczekać w kolejce, ponieważ przed nami stała spora grupa turystów, w tym jakaś zorganizowana grupa. Po tę grupę przyszedł przewodnik i zabrał ich najpierw na zwiedzanie części archeologicznej, której my zwiedzać nie zaplanowaliśmy, ponieważ ekspozycji archeologicznych już trochę w życiu (w tym we Włoszech) zobaczyliśmy, a jeżeli ktoś nie jest na tyle ekspertem, żeby odróżnić odłamek muru lub garnka z V wieku przed naszą erą od podobnego odłamka z wieku II naszej ery, to zaliczenie kolejnego muzeum tego typu da mu raczej niewiele. No chyba, że wejdzie z wycieczką z przewodnikiem i z zainteresowaniem będzie słuchał jego wywodów, a faktycznie znam przewodników, którzy wykonują swój zawód z niezwykłą pasją i przyjemnie ich posłuchać. Tutaj jednak nie mieliśmy tego w planie, jak już wyjaśniłem przy innej okazji z powodu oszczędności pieniędzy i czasu. 



 

Udaliśmy się więc wprost do głównego celu naszej wizyty w Pilotcie, a mianowicie Teatro Farnese. Jeżeli komuś się wydaje, że w renesansie teatr był dopiero w powijakach po mrokach wieków średnich, że ograniczał się do niewielkich pomieszczeń przeznaczonych dla koronowanych głów i ich najbliższego arystokratycznego otoczenia, to po zobaczeniu tego przybytku Melpomeny wybudowanego w 1618 r. przez Giovanniego Battistę Aleottiego, natychmiast musi zmienić zdanie. Wejście do ogromnej sali z amfiteatralnie ustawionymi siedzeniami i ogromną sceną oddzieloną od widowni pokaźną przestrzenią (dla widowni stojącej?) momentalnie wywołuje efekt wybałuszonych oczu, rozdziawionej gęby i ogólnego oniemienia, które pochłonęło wielkie "łał", jakie się chciało wydostać z głębi płuc. To był teatr, przy którym niejedna budowla z wieku XIX (a kiedyś wydawało mi się, że wielkie gmaszyska teatralne zaczęto wznosić dopiero wtedy) wydałaby się salką jakiegoś amatorskiego kółka dramatycznego. Obeszliśmy to olbrzymie pomieszczenie, zajrzeliśmy za kulisy, i na scenę technicznie przygotowaną do wywoływania ówczesnych efektów specjalnych. Teraz dopiero zrozumiałem, co straciliśmy rezygnując z wizyty w Teatro Olimpico Palladia w Vicenzy. Równocześnie odczułem wdzięczność wobec pani sprzed Pałacu Gubernatora, która przekonała moją żonę i przyjaciół, że Teatro Farnese to "an absolute must", jeśli się już zawitało do Parmy. 

























 

Nasyceni niezwykłym widokiem renesansowej świątyni sztuki dramatu i komedii, ruszyliśmy do kolejnych pomieszczeń Palazzo della Pilotta, a mianowicie do pinakoteki, czyli ogromnej galerii obrazów. 

Muszę się tutaj od razu podzielić z Wami refleksją natury ogólnej na temat galerii sztuki. Gdybym miał użyć jakiegoś porównania, żeby ją oddać jak najkrócej, byłaby to biblioteka z obowiązkiem przeczytania wszystkich książek z jej zbiorów w jedno popołudnie. Wszyscy wiemy, że to fizycznie niemożliwe, bo jedna książka wymaga czasu. Nie wiem doprawdy, dlaczego o obrazach myśli się inaczej. Żeby docenić wielkie dzieło malarskie być może wystarczy czas krótszy niż tydzień, żeby dostrzec jego niuanse, ale uważam, że kilka godzin to minimum. Tymczasem ktoś obmyślił to tak, że w ciągu godziny lub dwóch widz przebiegnie przez wszystkie pomieszczenia, których jest zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu, a w którym wisi od 5 do 20 obrazów, wszystkimi się zachwyci i wszystkie zapamięta. No nie. To jest fizycznie niemożliwe. 

Zanim z Teatro Farnese dostaliśmy się do zbiorów malarstwa przeszliśmy przez kilka pomieszczeń z mini-rzeźbami, które można byłoby potraktować jak bibeloty i ozdobić nimi własny regał lub biurko, tyle, że nie były na sprzedaż, a jak by były to też pewnie by nas na nie nie było stać. Posążki grecko-rzymskich bogów to były prawdziwe cacuszka. 

O ile z galerii w Brescii i Bergamo sporo zapamiętałem, bo były stosunkowo mniejsze, to w Pilotcie po pewnym czasie niemal wszystko się zlało w jeden ciąg malowideł. Gotyk już od dawna w muzeach sztuki mijam niemal biegiem, ale niektóre rzeczy każą się jednak nieco zatrzymać. Tak było właśnie w pinakotece Palazzo della Pilotta. Pewnie trochę przesadzam, bo niektóre malowidła jednak zrobiły na mnie wrażenie (np. seria obrazów wedutowych Giovanniego Antonio Canala, czyli Canaletta, którego nie wolno mylić z Bernardem Belotto, czyli jego siostrzeńcem). Był też Tintoretto i Holbein młodszy, była też parmeńska gwiazda, czyli Coraggio. Ponieważ nie byłbym w stanie zapamiętać wszystkich zobaczonych obrazów, przy tych, które przyciągnęły mój wzrok robiłem zdjęcie nie tylko samemu dziełu, ale również tabliczce z jego opisem. Dlatego umieszczam poniżej również zdjęcia z opisami (tzn. nazwiskiem autora i tytułem obrazu).




























































































































































Po wyjściu z pinakoteki i z samego pałacu Pilotta, przeszliśmy po kamiennym mostku na drugą stronę "potoku" (torrente, jak głosiła tablica) Parma. Faktycznie "potok" bardziej pasował do tej rzeczki, zwłaszcza, że był niemal wyschnięty. Temperatury we Włoszech są jednak o tej porze roku bezlitosne. 







Celem naszego przekroczenia Parmy (tzn. ww potoku o tej nazwie) był relaks w parku otaczającym Palazzo Ducale. Parmeński pałac książęcy zaczęto budować w 1561 r., ale w kolejnych stuleciach powiększono go dobudowując doń skrzydła. Później przebudowywano go jeszcze dwa razy. Obecnie dawna siedziba władców Parmy z dynastii Farnese jest siedzibą karabinierów. Być może dlatego niestety nie robi jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Pozwoliłem sobie nawet porównać ten obiekt z białostockim Pałacem Branickich, który obecnie też jest budynkiem użytkowym (mieści Uniwersytet Medyczny), ale sam budynek i park wokół został przywrócony do stanu przypominającego okres jego osiemnastowiecznej świetności. Tymczasem pałac książąt parmeńskich robi wrażenie dość zwyczajnego budynku w dość zwyczajnym parku. 
 
Po kilku minutach odpoczynku na parkowej ławce, ruszyliśmy z powrotem na drugą stronę potoku Parma, żeby zejść na parking.














Pożegnaliśmy nie tylko Parmę, ale również wielokrotnie przez nas mijaną miejscowość San Žvan, jak w dialekcie bolońskim języka romagnolo nazywa się San Giovanni in Persiceto. 
 
Zrobiliśmy jeszcze zakupy żywnościowe już w Funo, a na kwaterze przygotowaliśmy z nich sznycel cielęcy (cotolettę) z podsmażonymi plastrami polenty, które zjedliśmy z pomodorami i mozzarellą. Do tej obiado-kolacji wypiliśmy też ostatnią butelkę wina w regionie Emilia-Romania.  
 
Nazajutrz mieliśmy się przemieścić do Umbrii, ale nie tak od razu. Po drodze zaplanowaliśmy postój w Republice San Marino, a następnie w mieście, gdzie urodził się Rafael Santi, czyli Urbino. Następną noc natomiast mieliśmy już spędzić w Spoleto. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz