Nasz pobyt w Rydze będziemy wspominać bardzo dobrze. Obszerne studio z aneksem kuchennym zapewniało nam wygodę, czystość, poczucie troski o klienta. Pewnego dnia powiedzieliśmy Marcie (właścicielce domu), że szwankuje kapsułkowy ekspres do kawy. Po południu, kiedy wróciliśmy ze zwiedzania, pod drzwiami naszej kwatery stał nowy! A przecież wzmianka na temat poprzedniego nie była nawet skargą, tylko zwyczajną uwagą. Gatis i Marta z pewnością utrzymują wysoki standard i dbają o swoich gości. Ich dom (jednopiętrowa kamieniczka z dużym ogrodem) stoi na osiedlu przypominającym nieco białostockie stare Bojary -- drewniana zabudowa willowa, zieleń ogrodów, ale też dość słaba jakoś nawierzchni ulic, czy też brak chodników. Komunikacja miejska działa bez zarzutu, więc w kilkanaście minut można się znaleźć w zabytkowym centrum. Gdyby ktoś mnie pytał o radę w kwestii zakwaterowania w Rydze, z pewnością poleciłbym Studio Apartment in Private House przy Lutriņu iela 2!
Po śniadaniu zanieśliśmy bagaże do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Jegławy. Decyzję o odbiciu w jej stronę podjęliśmy ostatecznie poprzedniego dnia, ponieważ w naszych pierwotnych planach jej nie było. Czekała nas długa droga do Hołn Mejera (już po polskiej stronie), zaś po drodze chcieliśmy zwiedzić jeszcze kilka miejsc na Litwie. Te postoje zaplanowałem jeszcze przed wyjazdem, ale z niektórych zrezygnowałem, np. z Wołmontowicz, które każdemu czytelnikowi "Potopu" kojarzą się z wyrżnięciem kompanii Andrzeja Kmicica przez zaściankową szlachtę laudańską. Powód był dość prosty -- jak wyczytałem, jest to dziś zwyczajna wieś, w której nie ma żadnych zabytków do oglądania. Z pierwotnych planów zostały więc Burbiszki i Bejsagoła. Obiad zaplanowaliśmy w Kiejdanach (co prawda byliśmy w tej siedzicie Radziwiłłów w roku poprzednim, ale i tak wypadały po drodze, więc dlaczego mielibyśmy się tam nie zatrzymać?).
Tymczasem jechaliśmy do Jegławy, która do 1918 roku nazywała się Mitawa (Mitau), która jest miastem niewątpliwie godnym dłuższego zwiedzania, ale my postanowiliśmy się ograniczyć tylko do jednego obiektu. Prawdopodobnie jakieś 35 lat temu musiałem czytać o Mitawie przygotowując się do egzaminu z nowożytnej historii Polski, ale ponieważ nigdy potem do dziejów Inflant nie wracałem, wszystko zapomniałem. Tymczasem w zeszłym roku tłumaczyłem abstrakt artykułu nt. walk o Mitawę, jakie toczyły ze sobą wojska szwedzkie i polsko-litewskie w 1622 roku, zakończone rozejmem w tymże roku. Początki sięgają oczywiście zakonu kawalerów mieczowych, którzy zajęli osadę Liwów. Potem, po sekularyzacji zakonu inflanckiego stała się siedzibą księcia Kurlandii i Semigalii. Od 1596 r. miasto stało się stolicą księstwa Semigalii (po podziale księstwa Kurlandii i Semigalii. Mimo wojen polsko-szwedzkich, Mitawa rozwijała się jako ośrodek handlu i rzemiosła. W wieku XVIII coraz silniejsze stawały się wpływy rosyjskie. Jak pewnie pamiętacie z wpisu o Rundale, Ernest von Biron wyrósł na postać numer jeden na dworze petersburskim dzięki znajomości z carycą Anną. Wiemy też z historii, że od czasów Augusta II Sasa, Rzeczpospolita stała się praktycznie rosyjskim protektoratem (z wyjątkiem panowania Stanisława Leszczyńskiego, kiedy była protektoratem szwedzkim) i takim pozostała do swojego końca. Kariera lennika Rzeczypospolitej na carskim dworze nie powinna nas więc dziwić.
Otóż tenże Ernest von Biron, oprócz wystawnej rezydencji w Rundale, wybudował również ogromny pałac, rozmiarami nawet większy od tego pierwszego, w Mitawie. W 1737 roku Biron kazał zburzyć stary krzyżacki zamek, a w roku następnym przystąpiono do budowy barokowego pałacu. W wyniku wypadnięciu Birona z łask i jego aresztowaniu w roku 1740, budowę przerwano, by ją wznowić w 1763, po jego powrocie. Ogromną rezydencję wybudowaną już w stylu barokowo-klasycystycznym oddano do użytku w 1772, kiedy to wprowadzili się do niej Bironowie.
Obecnie jest to siedziba Jegławskiego Uniwersytetu Rolniczego, w którym właśnie odbywała się rekrutacja. Dlatego po korytarzach kręcili się kandydaci na rolników z dyplomem, choć nie było ich zbyt wielu. Pokręciliśmy się trochę po dziedzińcu i po korytarzach właśnie, ale ponieważ nie jest to muzeum, do gabinetów i sal wykładowych nie wchodziliśmy. Zastanawiałem się, czy to dobrze, że wspaniałe pałace są dziś siedzibami różnych instytucji. Niejednokrotnie myślałem o pałacu Branickich, w którym mieści się Uniwersytet Medyczny. Z drugiej strony jednak, nie wydaje mi się, żeby dobrym pomysłem było oddanie tak ogromnych budynków potomkom ich budowniczych, a utrzymanie muzeum, w tym zapewnienie im eksponatów, to ogromne koszty. Może więc dobrze, że wiele pałaców mieści dziś uczelnie, urzędy, czy też inne instytucje.
Kiedy jakaś kobieta wychodząca z jednego z gabinetów spytała Agnieszkę, czego szukamy, co zostało przez moją żonę odczytane, jako delikatne danie do zrozumienia, że nie jest to obiekt turystyczny, powoli wycofaliśmy się ku wyjściu. Po drodze jednak trafiliśmy na ścianę z tablicami upamiętniającymi gości tego budynku, m.in. carów rosyjskich, ale także ważnego francuskiego emigranta, późniejszego króla Ludwika XVIII, który na początku XIX wieku rezydował w Mitawie unikając losu swojego nieszczęsnego brata i bratowej.
Po obejściu pałacu Bironów ze wszystkich stron, co z kolei nie przyniosło takich wrażeń estetycznych, jakich się spodziewałem, ponieważ dookoła trwały jakieś roboty remontowo-budowlane, wsiedliśmy do samochodu i ruszyli w dalszą drogę, mając po drodze na celu Burbiszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz