poniedziałek, 3 lipca 2023

Gubbio (wtorek, 9 sierpnia 2022), część II

Po Fontannie Szaleńców zaszliśmy do sklepu, którego szyld zapowiadał, że sprzedaje umbryjskie "prodotti tipici", gdzie zakupiliśmy zestawy (nie oszukujmy się, specjalnie robione pod turystów) składające się z przezroczystej torby strangozzi, czyli lokalnego makaronu, oraz słoiczka z pastą na bazie trufli. Oczywiście nie były to same trufle, bo prawdopodobnie nawet w Umbrii, musiałoby to kosztować znacznie więcej niż 5 euro. Tak czy inaczej zakupiliśmy dwa takie zestawy strangozzi+krem truflowy -- jeden do spożycia na pranzo dnia następnego, a drugi do Polski, żeby sobie pod koniec wakacji przypomnieć smaki Italii. 





 


 



 

Minąwszy kilka sklepów z kiczowatą włoską ceramiką, dotarliśmy do Piazza Grande z Palazzo dei Consoli, czyli dawną siedzibą Rady Miejskiej. To tam znajdują się słynne tablice iguwińskie, które zawierają napisy w językach umbryjskim (język italski, z którym współczesny dialekt umbryjski nie ma nic wspólnego, jak wyczytałem) i etruskim (język, co do którego pochodzenia do dziś toczą się spory, i którego do końca jeszcze nie odszyfrowano!). Tablice nazywają się natomiast iguwińskie, ponieważ Gubbio to starożytne Iguvium. Zresztą z tym przymiotnikiem od nazwy miasta to bardzo dziwna sprawa. Po włosku "gubijski" to wcale nie "gubbiano", ale "eugubine", co znaczy, że w jakimś stopniu przymiotnik nawiązuje do dawno nieużywanej nazwy starożytnej. Po krótkiej kalkulacji związanej z faktem, że bilety do Palazzo dei Consoli były po 12 euro, a języki zarówno umbryjski jak i etruski są nam niestety zupełnie obce, zrezygnowaliśmy z wejścia. 



 



 

 

Ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy obok zamkniętego kościoła św. Franciszka. Trzeba tutaj zaznaczyć, że ten "biedaczyna" z sąsiedniego Asyżu cieszył się również wielkim szacunkiem w Gubbio, ponieważ, jak mówi legenda, pomógł miastu pozbyć się zagrożenia ze strony złego wilka, który atakował jego mieszkańców. Natomiast sposób, w jaki to zrobił, był zgoła nieśredniowieczny. Przecież pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi nam do głowy, kiedy ktoś powie "pozbył się zagrożenia ze strony złego wilka" to jest po prostu onego wilka unicestwienie. Przecież tak właśnie w średniowieczu postępowali rycerze (ewentualnie szewczyki) zabijający smoki. Tymczasem święty z Asyżu poszedł do lasu na spotkanie ze zwierzęciem i po prostu spokojnie z nim porozmawiał. W łagodnych słowach wyperswadował groźnemu wilkowi, że agresja nie popłaca i w ogóle nie leży w niczyim interesie, a atakowanie gubbijczyków w celu spożycia ludzkiego mięsa nie ma najmniejszego sensu. Wilk posłuchał, a ponieważ nie znalazł żadnych argumentów przeciwko słowom Franciszka, całkowicie zmienił swoje postępowanie. Wkrótce nie tylko już nie zagrażał życiu i zdrowiu mieszkańców Gubbio, ale całość wręcz skończyła się wzajemną wilka i gubbijczyków przyjaźnią. Podobno życie w ekologicznej symbiozie z drapieżnikiem trwało jeszcze długie lata po pamiętnej konferencji ze świętym asyżaninem. 

Następnie minęliśmy kolejnych sklepów z tą nieco niewydarzoną włoską ceramiką, aż trafiliśmy na sklep ze zdjęciami z Terrencem Hillem w stroju katolickiego księdza, czyli don Matteo. Jak już wcześniej wspomniałem, nie planowaliśmy wędrówki śladami tego duchownego detektywa, nie wiedzieliśmy nawet, że byliśmy bardzo blisko kościoła, który w serialu grał rolę jego parafii. Wystarczyło zejść z poziomu Piazza Grande. Ba, prawdopodobnie podziwiając panoramę miasteczka zza murowanego ogrodzenia placu chroniącego przez spadnięciem ze stromego wzgórza, widzieliśmy ten kościół, ale do niego się nie udaliśmy.


                                                        Tak, to jest kościół parafialny Don Matteo z włoskiego

                                                        serialu o księdzu-detektywie, ale do niego nie zeszliśmy.



Podeszliśmy natomiast do wieży z bramą, czyli do Torre Porta Romana. Choć brama jest z nazwy rzymska, w rzeczywistości jej historia czasów starożytnych nie sięga. Jest konstrukcją z XIII wieku, kiedy to stanowiła element fortyfikacji miasta. Nie zatrzymaliśmy się przy niej zbyt długo, ponieważ nasze kroki kierowaliśmy ku funivii, czyli wyciągu linowego, który wozi turystów na górę, na szczycie której znajduje się kościół świętego Ubalda, patrona Gubbio. 



 







 











 


Na ogół kolejki tego typu mają albo wagoniki, albo są wyciągami krzesełkowymi. Tutaj jednak pasażerowie wskakiwali (praktycznie w biegu) do swego rodzaju klatki, którą na moment przytrzymywał pracownik funivii i który też zamykał za pasażerem drzwi "klatki". Ponieważ nasze panie nie wykazały entuzjazmu wobec przejażdżki tego typu środkiem transportu, na górę wjechaliśmy tylko my dwaj, czyli Jarek i ja. 

Skoro już znaleźliśmy się na górze, byłoby karygodnym zaniedbaniem, gdybyśmy nie zrobili jeszcze kilku kroków pod górę i nie odwiedzili kościoła św. Ubalda. Pomimo tysiącletniej tradycji katolickiej, podejrzewam, że mało który pobożny Polak w ogóle o świętym Ubaldzie słyszał. Był to człowiek, który prawdopodobnie nigdy nie opuszczał Gubbio. Urodził się tam ok. roku 1083, i tamże zmarł w 1160. Od 1129 roku pełnił funkcję biskupa, a jedną z jego zasług była odbudowa katedry w mieście. XII wiek to był czas, kiedy Italia i w ogóle Europa Zachodnia wydobywała się z tzw. Wieków Ciemnych. Ten termin szeroko stosowany przez historiografię anglosaską, która oddziela je od późniejszych Wieków Średnich, chyba powinien być szerzej stosowany również i w naszych tekstach historycznych. Wciskanie bowiem barbarzyńskich czasów po upadku zachodniego cesarstwa do tego samego worka zwanego Średniowieczem, co czasy włoskich komun miejskich, katedr i początków, uniwersytetów, wprowadza nie tylko chaos w wyobraźni czytelników (albo uczniów w szkole), ale jest krzywdzący dla reprezentantów tego późniejszego okresu. Ubald Baldassini należał więc do tych, którzy zaprowadzili w Gubbio porządek, rozwój i przede wszystkim spokój. Za jego czasów miasto nie doświadczyło jakiegoś uszczerbku ze strony wrogów zewnętrznych. Zapamiętany dzięki pisanym świadectwom swoich następców, w roku 1192 nieżyjący od 132 lat biskup Gubbio został przez papieża Celestyna II ogłoszony świętym kościoła katolickiego. 

Właśnie na cześć świętego Ubalda corocznie Fiesta dei Ceri. Cera to olbrzymia świeca liturgiczna, np. cera pasquale to paschał zapalany w kościołach w Wielką Sobotę. Święto Świec, jak to często tłumaczą przewodniki to jednak przede wszystkim wyścig trzech zespołów złożonych z obywateli miasta. Każdy zespół zaś dźwiga olbrzymi drewniany pojemnik na świece. Te trzy "futerały" z Gubbio zostały w 1973 roku przyjęte jako godło całego regionu Umbria.

Święto i wyścig ma miejsce corocznie 15 maja w przeddzień rocznicy śmierci Ubalda Baldassiniego. Wspomniane wyżej trzy zespoły gubbijczyków mają swoich świętych patronów -- św. Ubalda, św. Jerzego i św. Antoniego Opata (bardzo we Włoszech popularnego, którego nie należy mylić z Antonim Padewskim). Niby jest to wyścig, ale, jak podawał autor naszego przewodnika, jakoś tak się składa, że zwycięski może być tylko zespół, któremu patronuje św. Ubald. 

Taką też informację przekazałem anglojęzycznej grupie żeńskiej (domyślałem się, że to była matka z nastoletnimi córkami), które oglądały zdjęcia z "wyścigu". Jedna z dziewczyn spytała, czy drużyna św. Ubalda to moja drużyna, co wskazywało, że mnie wzięła za eugubino, ale skromnie wyjaśniłem, żem tylko turysta jako i ona. 

Wnętrze kościoła patrona Gubbio nie przyciągało niczym nadzwyczajnym oprócz właśnie tych trzech olbrzymich drewnianych "futerałów" na świece, które w rocznym okresie między wyścigami tam właśnie spoczywają. 

 Zjazd w "klatkach", podobnie jak poprzednio wjazd, był okazją do podziwiania panoramy miasta. 

Cdn...



 









 

 































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz