środa, 17 lipca 2019

Plażowania w Podace dzień drugi

Po dniu spędzonym w Dubrowniku, kiedy tylko znaleźliśmy się na kwaterze, niemal od razu padłem. Zjedliśmy kolację, wysłuchaliśmy rozdziału powieści, którą słuchaliśmy w samochodzie i trudno nam się było od niej oderwać (napiszę o tym po powrocie do domu). Końcówki jednak już nie słyszałem, ponieważ zasnąłem. 

We wtorek (16 lipca) nie żałowaliśmy sobie snu. Kiedy się rozbudziłem zacząłem pisać o naszej wycieczce do Dubrownika, przerzucać zdjęcia z telefonu na laptop itp. Spokojnie zjedliśmy z Agnieszką śniadanie nie budząc dzieci. 

Około południa udaliśmy się we dwoje na plażę. Nasze latorośle postanowiły w tym czasie zrobić sobie długi spacer wzdłuż wybrzeża, docierając do dwóch kolejnych miejscowości turystycznych. 

Wziąłem ze sobą książkę i zeszyt do notatek z postanowieniem znalezienia nieco cennych fragmentów, które potwierdzałyby moje tezy w doktoracie (tak to już jest, jak pewnie wiecie - jak sam na coś wpadniesz, to się nie liczy; musisz się podeprzeć czymś, co już ktoś inny napisał). Trafiłem na taki i bardzo mnie to ucieszyło. Najlepsze jest jednak to, że zdjęcie, które w tym czasie zrobiła mi żona, nie odzwierciedla mojego zadowolenia. Takie śmiertelnie ponure miny robię zawsze, kiedy jestem skupiony i niekoniecznie ma to coś wspólnego ze złym humorem! 

Następnie nieco popływaliśmy i trochę poleżeliśmy w celu podsmażenia się na słońcu, ale nie dłużej niż pół godziny. Trochę zgłodnieliśmy, więc udaliśmy się do sklepu i na stragan z warzywami, uprzednio znowu wymieniwszy nieco euro na kuny. Kupiłem bakłażan i cukinię na obiad. 

W "Studenacu" próbowałem po chorwacku zapytać, gdzie kupię pierś kurczaka, bo nie widziałem jej na półce z mięsem. Dziewczyna jednak nie zrozumiała, co mnie wielce zasmuciło, bo myślałem, że dobrze powtórzyłem za tłumaczem google. Nie było jednak czasu kontemplować zaniżenie własnej samooceny, więc po prostu powtórzyłem "pileća prs" głośno i wyraźnie, bez budowania zdania. Dziewczyna zrozumiała od razu i uśmiechem zaprowadziła mnie do półki, gdzie już byłem, oznajmiając, że poszukiwanej kurczęciny akurat nie ma. Na pytanie czy może będzie jutro, nie umiała odpowiedzieć, bo nie potrafi przewidzieć dostaw (powiedziała to po chorwacku, ale jakoś tak to zrozumieliśmy). 

Po obiedzie dalej pisałem relację z Dubrownika, a wieczorem całą czwórką udaliśmy się na spacer po bulwarach. Na niebie pojawił się piękny księżyc. Niestety w ogóle nie miałem pojęcia, że ma nastąpić jego zaćmienie, o czym napomknęli znajomi na facebooku, ale trochę zbyt późno potraktowałem ich uwagi poważnie. Kiedy postanowiłem zrobić zdjęcie zaćmionemu księżycowi, było już praktycznie po wszystkim. No trudno. Dzień i tak był udany. Prawdziwe wakacyjne leniuchowanie. 

Na spacerze włączyłem Endomondo w celu ustalenia długości trasy, ponieważ pomyślałem sobie, że następnego dnia tamtędy pobiegnę z samego rana, kiedy jeszcze nie ma tam ludzi. Z joggingu jednak zrezygnowałem na rzecz dłuższego snu (zero samodyscypliny, cholera jasna!). 

Zaraz wyruszamy do Mostaru!

Nsprawdę jestem bardzo zadowolony, tylko bardzo skupiony! :)
Troszkę popływałem

Wschód księżyca (przed zaćmieniem)




Jeszcze przed zaćmieniem
I już... po zaćmieniu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz